niedziela, 3 listopada 2013

Oświetlę Cię rowerem, Ciemności

- Nie gadaj, że jeździsz po ulicy?!
- Jak jest zielone światło dla samochodów, to po prostu korzystam z okazji.
- No i jeździsz bez tej tylnej- czerwonej lampki kiedy ciemno, pomiędzy samochodami? 
- Co ty! Nawet z pełnym oświetleniem nie odważyłbym się po zmroku

Nie każdy może sobie jednak pozwolić na luksus jazdy chodnikiem (Jeździć rowerem po chodniku nie wolno. KLIK) ,a poruszanie się rowerem po mieście to rzeczywiście nieraz walka o przeżycie. Samochody mijające twoje ramie z odległością 3 cm. Już nie wspominam jazdy na obrzeżach miast czy przemierzaniu dróg pomiędzy miejscowościami przy totalnym braku lamp ulicznych.
W czasach gdy już przed 17 robi się ciemno (to TERAZ!!) trzeba pomyśleć o dobrym oświetleniu naszego pojazdu.


W sporym uproszczeniu, wedle prawa: białe/żółte światło z przodu i czerwone z tyłu roweru oraz czerwony odblask, też z tyłu, to obowiązek. Mamy więc dwie opcje:

Dynamo to gotowe rozwiązanie, gdy kupujemy rower w salonie. Nie wydaje mi się, żeby obecnie można było kupić egzemplarz typowo miejski, bez tego mechanizmu. Z fizyki nigdy nie byłam dobra, ale jak wyłączam dynamo po skończonej jeździe, to ten element stykający się z oponą jest cieplutki! Co pozwala mi pomyśleć, że przez tarcie wytwarza się energia i od tego momentu jesteśmy PRO-EKO! Zero zmartwień o baterie, utylizowanie ich, zero zmartwień o dalsze losy świata!! Przy okazji nasz portfel też wiedzie spokojniejsze życie. Jedynie kłopotliwa może być kwestia montażu, jeśli wcześniej nie zakupiliśmy roweru w zestawie z dynamem. Według mnie, to zadanie dla pana z serwisu, co wiąże się zawsze z jakimś tam wydatkiem. Wtedy może łatwiej zainwestować w ten drugi typ zasilania lampek.

Na bateryjki. Tu wybór jest ogromny. Klasyczne, z diodami typu "power LED", z możliwością montowania na kierownicy, na sztycy, w dowolnym miejscu. Przy całej tej różnorodności warto wspomnieć, że diody "power LED", choć zapewnią nam znacznie lepszą widoczność, to znacznie też skrócą czas działania baterii. W każdym razie zasilanie tych standardowych lampek, rozwiązują zazwyczaj paluszki AAA, rzadziej AA. Cenowo też możemy doświadczyć pełnej rozpiętości, bo jak sprawdzałam na allegro były takie za 5 zł, a supermocne znalazłam w przedziale kilkuset złotych . Ja głosowałabym za taką 25 złotową, bo tańsza przy bardziej wyboistej drodze szybko może się rozsypać. Zostały jeszcze te, które można przyczepić niemal wszędzie. Małe i poręczne, zasilane baterią zegarkową. Dla tych, którzy pragną ubrać swój rower w stylu minimalistycznym, ale także dla tych, którzy chcą dodatkowo oświetlić siebie podczas jazdy.

Dość! Rozeznanie na rynku lampkowym, może wam podarować wujek Google, dłuższe rozpisywanie, byłoby tylko powielaniem tego co w sieci bez wysiłku znaleźć już można. Mnie interesuje bardziej ciemność, która tak szybko ogarnia świat. Zniczowa atmosfera wisząca w powietrzu. Kwestia lampek na rowerze, jest poruszana nieprzypadkowo.
W sumie to dają podobne światło.
Uwierzcie mi, cały weekend w radiu tylko o akcji "Znicz", nie mogłam uciec od mrocznej atmosfery. Dlatego też mówię, że warto świecić na rowerze!
Bo ciemność jest mroczna i przerażająca. Zazdroszczę wszystkim, którzy się nie boją tej czarnej masy, nie rozproszonej światłem słońca albo żarówki. I tym, którzy nie boją się wszystkiego, co może się w ciemności stać. Tych potworów z horrorów i samochodowych potworów, które potrafią zrobić krzywdę rowerom i ich jeźdźcom. 
W Ciemności.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz